piątek, 29 sierpnia 2014

Sunday, airport

Wiedziałam że to nadejdzie zaraz po tym jak dotarliśmy na miejsce. Chłopcy zabrali nasze bagaże, a potem wszyscy skierowaliśmy się do środka.
- Więc to jest to? - zapytał dziadek.
- Tak, to jest to. - potwierdził Michael.
- Jeśli zaraz nie zaczniecie płakać, uderzę was. - płakałam trzymając ramiona otwarte by przytulić każdego chłopaka z osobna. Wszyscy lekko onieśmieleni moim zachowaniem mnie przytulali. Czułam się jak papka, totalnie rozsypana. Pożegnania zdecydowanie nie są dla mnie.
- Nie smuć się. - pocieszał mnie Ashton.
- Właśnie, przecież niedługo znowu się zobaczymy. - dodał Calum.
- Dobrze. - wypuściłam ich z uścisku i odwróciłam się do dziadków.
- Mam zamiar przylecieć do was niebawem.  - zapewniłam.
- Och kochanie, nie martw się o nas. - dziadek pocałował mnie w czoło. Przytuliłam go z całych sił, a on gładził moje plecy.
- Martwię się, to takie trudne być tak daleko od was. - powiedziałam kierując się w stronę mojej mamy.
- Kochanie, nie płacz. - powiedziała niemal błagalnym tonem. - To jest w porządku, to nie jest pożegnanie na zawsze. - próbowała grać silną, ale to mogło być. Nigdy nie wiesz co się wydarzy.
- Kocham was. - powtarzałam ciągle.
- A my kochamy Ciebie. - odpowiedzieli na trzy cztery.
- Mama! - przytuliłam ją najmocniej jak umiałam. - Babcia! - płakałam na jej ramieniu. To trudne powiedzieć do widzenia komuś, do kogo nie masz dostępu 24/7, zwłaszcza gdy mieszka się po dwóch różnych stronach świata. Wróciłam do mamy, by przytulić ją po raz ostatni. - Kocham Cię tak bardzo. Nie potrafię wyrazić słowami ile dla mnie znaczysz. I jeśli kiedykolwiek postanowisz wyjść za mąż za Todda obiecaj mi, że nas zaprosisz.
- Będę zaszczycona. To ciężkie znaleźć kogoś kto byłby w stanie zająć miejsce Twojego ojca. Kocham Cię Rose, bardziej niż kogokolwiek na świecie. - pocałowała mnie w policzek i wypuściła z uścisku. Wiedziałyśmy że ta chwila nie może już dłużej trwać. Harry i Anne kończyli się żegnać z resztą kiedy ja odeszłam kilka metrów dalej, by móc patrzeć na najważniejszych ludzi w moim życiu jeszcze przez chwilę. Po chwili Harry podszedł do mnie, niedaleko za nim szła Anne. Przewiesił rękę przez moje ramie, całujac mnie w czubek mojej głowy.
- Dałaś mi najlepsze amerykańskie doświadczenie i dziękuję Ci za to. Muszę przyznać że jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. I kocham Cię. - powiedział, po czym zatrzymał mnie. Złapał moją twarz w swoje duże dłonie i złożył na moich usta czuły pocałunek.
- Chodźcie papużki nierozłączki. - dokuczała nam Anne.
- Nadszedł czas by wrócić do domu...


KONIEC

PS. ZAPRASZAMY WAS JESZCZE RAZ NA BLOGA Z STAY 2 GDZIE MOŻECIE ZAPISYWAĆ SWOJE TWITTEROWE NICKI W ZAKŁADCE INFORMOWANI!

WIDZIMY SIĘ W PAŹDZIERNIKU, DO ZOBACZENIA KOCHANI, XO

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Sunday

Założyłam parę leginsów i t-shirt, pozostając przy założeniu by ubrać się prosto i wygodnie skoro czekał nas dziesięciogodzinny lot do domu.
- Spakowana? - spytał Harry wchodząc ze szklanką soku jabłkowego.
- Wreszcie. A ty?
- Oczywiście.
- Podekscytowany na powrót do domu? - spytałam. Sama byłam i nie byłam podekscytowana. Chciałam wrócić, bo nie czułam się tu jak w domu. Z drugiej jednak strony tu była większość mojej rodziny, tylko ja tu nie pasowałam. A sercu nie da się zaprzeczyć.
- Chcę spać w naszym łóżku, gdy tylko nasza dwójka będzie w domu, ale chcę też zostać tu bo poznaliśmy tu wspaniałych ludzi i twoja rodzina jest tu, a oni sprawiają że jesteś szczęśliwa. Ale chcę wracać, chcę żebyś i ty chciała wrócić.
- Chcę, chcę. - przytaknęłam uśmiechają się niekontrolowanie.
- Chłopcy przyjdą zabrać wasze bagaże. - moja mama weszła do pokoju, uśmiechając się do nas. Podeszłam do niej i zamknęłam w uścisku.
- Dziękuję. - przerwałam, napawając się jej obecnością. - Za wszystko. I mam nadzieję, że Todd sprawia  że jesteś szczęśliwa, bo uświadomiłam sobie że na to zasługujesz. Kocham cię. - pocałowałam jej policzek i słyszałam jak ona pociąga nosem ze wzruszenia.
- Wyrosłaś na lepszą osobę niż mogłam sobie wymarzyć. Kocham cię. - przyznała. Wyplątała się z naszego uścisku i złapała moją twarz w swoje dłonie, żeby złożyć na niej buziaka. Emocje wzięły nade mną górę i nie hamowałam już łez.
- Umm... walizki gotowe do zabrania? - Luke zażenowany wszedł do środka, przerywając nasz moment.
Głośno pociągnęłam nosem wycierając płynące po policzkach łzy. - Tak, weź je. Tylko nie te które leżą na łóżku. - poleciłam mu. Uśmiechnął się szeroko i machnął na chłopaków żeby weszli do środka.
- Dzięki chłopcy. - Harry pochwalił ich, podczas gdy ja po raz kolejny pocałowałam mamę w policzek po czym podeszłam do Harrego.
- I nie martwcie się, niedługo to będzie wasza kolej żeby zatrzymać się w naszym kraju. - nalegałam.
- Nie możemy się tego doczekać. - ucieszyli się.
- Dobrze. To będzie cudowny czas. - udawałam południowy akcent.
- Straszne. -Harry się ze mną droczył, szturchając lekko.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Saturday, way into the evening

WAŻNE INFO, PRZECZYTAJ!
Zbliżamy się do końca dodatku, zostały raptem dwa rozdziały. Przed Stay 2 robimy przerwę. Wiecie wrzesień nigdy nie oznacza nic dobrego, trzeba wrócić do szkoły i znowu stać się ''uczniem''. Dlatego by nie rozpraszać Was już na początku naszym jakże zawrotnym Stay 2 na miesiąc WRZESIEŃ BIERZEMY URLOP. Każdemu przyda się mała przerwa. Przerwy są dobre ponoć. Ale nie o tym tu mowa. Chodzi o to że Stay 2 będzie publikowany pod innym adresem. http://stay2-fanfiction.blogspot.com/ Blog nie jest jeszcze do końca opracowany ale już teraz Wam go podajemy abyście mogli zapisywać swoje TWITTEROWE NICKI W ZAKŁADCE INFORMOWANI. PS. Odnośnie tego rozdziału, jest mocny, polecam odpalenie kawałka Stay with me w aranżacji Eda Sheerana w tle. Kilkoro z Was będzie potrzebowało chusteczek, tak tylko mówię.


- Poszliśmy skakać z klifu a potem jedliśmy aligatora i to wszystko stało się w przeciągu kilku godzin. Śmiało mogę powiedzieć że to udany dzień. - droczyłam się z uśmiechem na twarzy.
- Będzie jeszcze lepiej. - Harry powiedział po czym wstał z krzesła i uklęknął przede mną. Była w totalnym szoku, co on wyrabia? - Rose, jesteśmy razem już od 2 lat, pomijając nasze krótkie rozstania i mogę szczerze powiedzieć że to były najlepsze dwa lata mojego życia. Właściwie zastanawiając się teraz nie jestem w stanie zrozumieć jak mogłem żyć bez Ciebie. Trudno uwierzyć, że przez te wszystkie głupie rzeczy które zrobiłem Ty zostałaś przy mnie. Chciałbym żeby każdy człowiek na ziemi był choć odrobinę tak wspaniały jak Ty. Wiem że to dla Ciebie dziwne, widzę to po Twojej minie. Nie wiem co mówię, bo przemawiają przeze mnie moje emocje. A Ty najlepiej ze wszystkich wiesz jak ciężko mi jest mówić o uczuciach. Dziękuję za to że pomimo wszystko jesteś przy mnie. Kocham Cię i chcę złożyć Ci obietnicę. Obiecuję być Twoim wszystkim, tak jak Ty jesteś moim. Twoim życiem, Twoją duszą, Twoim powodem by oddychać. Bo jesteś miłością mojego życia, moje serce bije dla tego momentu. I to zupełnie dziwne dla mnie myśleć o poślubieniu kogoś - znaczy tak było - teraz wiem że Ty jesteś idealna dla mnie i obiecuję sprawić by nasza wieczność trwała dłużej Rose Marie North Styles, jeśli będziesz mnie miała. - zakończył przemowę. Siedziałam tam w szoku. Ja? Dlaczego?
- Ja...
- Będziemy mieć ogromny ślub! - wykrzyczał Benny. Przełknęłam głośno gule która zdążyła urosnąć w moim gardle.
- To nie jest pierścionek zaręczynowy, to pierścionek oznaczający moja obietnicę. - poprawił się Harry.
- Obiecuję. - to było jedyne słowo, które udało mi się z siebie wykrztusić. Harry złapał moją twarzy i złączył nasze usta w pocałunku. To był jeden z tych pocałunków które mogłyby trwać wiecznie, towarzyszyła mu euforia i ja po prostu czułam że żyje. To było dziwne, wiedząc że...Wiedząc że on chce mnie na zawsze.
- Spójrz jak nasze dzieci dojrzały. - moja mama westchnęła siedząc obok Anne.
- Potrzebuję jeszcze jedno piwo. - zażartowała Anne starając się opanować emocje i łzy szczęścia.
- Kocham Cię. - powtórzył Harry.
- Ja Ciebie też. - obiecałam.
- To dobrze bo szczerze nie umie powiedzieć gdzie bym był gdyby Ciebie nie było.
- Zapewne miałbyś rozczochrane czerwone włosy. - rzuciłam. - Kocham Cię. - powtórzyłam żałując mojego głupiego żartu.
Odkąd założyłam pierścionek na palec kręciłam w nim dookoła. Z jakiegoś powodu to było coś surrealistycznego dla mnie.Nie wiem dlaczego to sprawiało że było mi cieplej na sercu. Może dlatego że anioł się we mnie zakochał i klękając przede mną złożył mi obietnicę że będzie mnie kochał do końca życia. Pokochał kogoś tak popieprzonego jak ja. To...jest miłe. Naprawdę, naprawdę miłe.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Saturday night

Stałam w szortach i koszulce Harrego, którego nie było obok, bo razem z dziećmi sąsiadów szukał różnego rodzaju insektów.
- Więc.. - Anne podeszła do mnie. - Co dziś robiliście?
- Uch...
- Chłopcy mi powiedzieli.
- Ach.
- Czyż nie jesteście poszukiwaczami przygód? - droczyła się.
- Tak myślę. - wzruszyłam ramionami przenosząc uwagę z Anne na moją mamę rozmawiającą z jakimś mężczyzną. To prawie złamało moje serce. Jej dłoń była na jego klatce piersiowej gdy się z czegoś śmiała, co na pewno nie było zabawne, ale ona po prostu miała takie poczucie humoru.
- To Todd. - Anne wyjaśniła, nie musząc się nawet odwracać.
- Och. - to jedyne co udało mi się wyrzucić z siebie.
- Jest dobrym facetem, naprawdę słodkim.
- Poznałaś go? - moje serce rozpadło się na kawałki.
- Tak.
- Czemu mi nie powiedziała? - prawie że zapłakałam.
- Bo wiedziała jak bardzo by cię to bolało.
- To po prostu...
- Twój tata chciałby żeby ruszyła dalej.- powiedziała coś, czego nigdy nie chciałam usłyszeć.
- Nie wiesz czego mój tata by chciał. Nie wiesz co było pomiędzy nimi, nie widziałaś ich miłość czy tego jak robili mi naleśniki w kształcie słońca w każdą niedzielę, ponieważ mój tata nalegał że to moje ulubione. Albo jak w ich rocznicę zabierał mnie z nimi na kolację i zawsze wybierał jakieś miłe miejsce. Kupował mojej mamie nową parę kolczyków co miesiąc nawet jeśli miała ich wystarczająco dużo. Kupował też coś miłego dla mnie. To takie niesprawiedliwe, że nie ma go już z nami. Todd nigdy nie będzie się z nim równał. - wyrzuciłam z siebie ostro, gdy łzy spływały po mojej twarzy. Zgarnęła mnie do siebie i pozwoliła płakać, co oczywiście moje emocje musiały zrobić podczas imprezy zorganizowanej dla mnie.
- Nikt nie próbuję go zastąpić. Twoja mama potrzebuję kogoś w swoim życiu. - wyjaśniła.
- Potrzebuję mnie.
- Nie bądź głupia. - Anne zaczęła. - Twoja mama potrzebuję żebyś cieszyła się swoim życiem, a nie martwiła o nią. Zawsze będzie kochała twojego ojca, ale nawet ona potrzebuję kogoś do kochania i kogoś kto będzie kochał ją. - obróciła mnie w kierunku Harrego, który stał otoczony dziećmi. Musiał znaleźć jakiegoś robaka bo kilka z dziewczyn zaczęło piszczeć a chłopcy śmiali się. Moje słońce kucało przy dzieciakach trzymając robaki i uśmiechając się jak jakiś nicpoń. Nie możliwe jak cudowny jest.
- Ciesz się tym co masz, bo akurat ty doskonal wiesz jak to jest to stracić. - Pocałowała moją głowę i odeszła. Patrzyłam na swoje stopy zanim kolejne osoba pojawiła się obok mnie.
- Hej. - Ashton się uśmiechnął.
- Hej.
- Wszystko w porządku?
- Bywało lepiej.. - wzruszyłam ramionami.
- Więc myślę, że powinniśmy zacząć tą imprezę. - nalegał. Czułam jak jego łobuzerski uśmieszek przekonuje mnie do tego. Pociągnął mnie do boom boxa przekonując mnie żebym coś zagrała. Zdecydowałam się na coś klasycznego.
- Dalej ludzie, chcę zobaczyć kto umie tańczyć najlepiej! - krzyknęłam, a wszyscy spojrzeli się na mnie jakbym była szalona. Anne poderwała się do tańca a za nią chłopaki. Harry dołączył i zaczął twerkować sprawiając, że zaczęłam się śmiać i dołączyłam do niego. Wkrótce wszyscy dołączyli do nas i bawili się cudownie. Myśl, że wszyscy przyszli tu nawet pomimo tego, że nie znają nas za dobrze, rozgrzało moje serce.
Po godzinie wszyscy ochłonęli i siedzieliśmy dookoła ogniska. Dzieciaki na kolanach dorosłych, przytulając się do nich i szykując do snu.
- Chciałabym podziękować wszystkim którzy wytrzymywali z nami kiedy tu byliśmy. Niech wam Bóg wynagrodzi. - droczyłam się trochę.
- Dziękuję wam, zwłaszcza dziadkom i mamie Rose za tak gościnne przyjęcie nas w swoim domu. Zawsze będziecie mile widziani w naszym.
- I dziękujemy wam chłopcy za bycie naszymi taksówkarzami. Też jesteście miło widziani żeby nas odwiedzić. - dodałam do podziękowań Harrego. - Dziękuję wszystkim którzy przyszli dzisiaj. Dziękuję mojej mamie, za bycie najlepszą mamą o jakiej mogłabym marzyć. Dziękuję mamie Harrego za uświadomienie mi czegoś, czego nigdy nie powinnam zapomnieć i za urodzenie tego tu chłopaka. - pocałowałam policzek Harrego, na co on uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki. - Dziękuję moim dziadkom za pozwolenie nam na zostanie tu i dziękujemy ci Benny za tą imprezę. Będziemy czekać na twoje wizytę wkrótce. - mrugnęłam do niego, na co uśmiechnął się szeroko.
- Więc... - moja babcia pojawiła się z tacą - Harry obiecał nam wcześniej, że spróbuje aligatora, więc proszę bardzo. - uśmiechnęła się szeroko. Harremu została podana taca, na którą patrzył się kompletnie zniesmaczony.
- Dalej, jedz. Złamiesz moje serce jeśli tego nie zrobisz. - Jonnie nalegał.
Jonnie był dużym mężczyzną, tęgo zbudowanym i z kompletnie miękkim sercem. Harry uśmiechnął się i wziął do ręki kawałek, który był dobrze usmażony.
- Zjedz to. - przekonywałam go.
- Zjem to.... - przerwał swój nieuprzejmy komentarz przypominając sobie, że jest tu rodzina i dzieci dookoła, którzy patrzyli się na niego uśmiechając. - ...jeśli ty też zjesz trochę. - poprawił się.
- Nie, nie jestem głodna. - powiedziałam przez zaciśniętą szczękę.
- No dalej, zjedz trochę. - trzymał to przy moich ustach, szyderczo się uśmiechając. Zamknęłam oczy i otworzyłam usta, żebyśmy wreszcie mogli to zakończyć.
- Ach! - wszyscy za wiwatowali. Przeżułam trochę, szybko połykając nieco przestraszona. Nie smakowało ohydnie, po prostu myśl że to kawałek czegoś co mogłoby mnie rozedrzeć na kawałki była trochę przytłaczająca.
- Twoja kolej. - wzięłam jeden z kawałków do ręki.
- Chcę...
- Zjedz to. - rozkazałam. Otworzył usta i zjadł kawałek. Na jego twarzy podczas przeżuwania pojawił się okropny grymas. Kolejna runda oklasków rozeszła się po pokoju, gdy my uspokoiliśmy się i zaśmialiśmy.
- I jak?
- Nie było takie złe jak podejrzewałem. - odparł Harry.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Saturday Afternoon part 2

Kursywą napisane są wspomnienia.

*Harry*

Spojrzałem w dół na Rose, której włosy były ciężkie od wody, i uśmiechnąłem nawet mimo tego, że nie mogła mnie zobaczyć.
- Uważajcie nadchodzę! - krzyknąłem wesoło. Calum zawył jak barbarzyńca, a ja wziąłem kilka długi kroków w tył. Nerwy objęły moje ciało gdy dotarłem do krawędzi. Czułem jak mój żołądek się przewraca i może to dziwne ale czułem motylki w brzuchu/

- Tak w ogóle to jestem Rose. - przedstawiła się. Błysk nieśmiałości w jej oku sprawił, że po moim ciele przebiegło przyjemny dreszcz. Nigdy wcześniej nie widziałem kogoś tak pięknego. Jej naturalnie kręcone włosy idealnie opadały na jej ramiona i plecy. Jej brązowe oczy głębokie i ciemne, ale jednocześnie niewinne i bez żadnej skazy. Najbardziej pokochałem jej piegi i usta. Piegi były jasne i praktycznie niewidoczne, ale wyglądały tak cudownie na tle jej oliwkowej cery. Jej usta były w specyficznym odcieniu fioletu. Naturalnie ciemne, ale od razu mogłem powiedzieć że nie pomalowane. Miała tego rodzaju zęby, które wyglądały na oślepiająco białe na tle jej opalonej twarzy. Nigdy nie doświadczyłem miłości od pierwszego wejrzenia, pomijając każdy deser jakikolwiek widziałem, ale przez walkę odbywającą się w mojej głowie, mogłem powiedzieć że ona jest moim zbawicielem.
- Piękne imię dla pięknej dziewczyny.
- Co za tekst... - droczyła się. Jeśli użyłbym tego na każdej innej dziewczynie byłby to zwykły tekst na podryw, ale jeśli chodzi o nią było to szczere.
- Masz chłopaka?
- Już robisz swój ruch? Jak bezpośrednio... - jej pewność siebie prawie zwaliła mnie z kolan. Była magiczna i nie mam pojęcia co takiego miała w sobie że się zakochałem, ale dotknęło mnie to porządnie.

Zanim dotarło do mnie co się dzieje byłem już w wodzie. Zimna woda w zetknięciu z moją gorącą skórą była szokiem. Wypłynąłem na powierzchnię rozglądając się dookoła. Byłem sam w wodzie. Rose stała obok Michaela i Ashtona na lądzie, a pozostałą dwójka byli wciąż na klifie wiwatując. Przemoczone włosy Rose były puszczone luźno na jej plecy, a jej koszulka przyległa do jej skóry na brzuchu i klatce piersiowej. Oliwkowa skóra prześwitywała przez mokrą koszulkę. Chciałem ją pocałować. Jej odwaga była czymś co podziwiałem i nawet jeśli nie zawsze była odważna, gdy już to robiła biła od niej pewna poświata. Zacząłem płynąc w ich kierunku, gdy Rose zbliżała się coraz bliżej i bliżej krawędzi. Zaczęła zanurzać się w płytkiej wodzie i dotarła do momentu, gdy woda dosięgała połowy jej uda gdy znalazłem się przy niej. Wreszcie dotknąłem dna, a ona stała tam i uśmiechała się. Cała złość związana z porzuceniem mnie tam na górze wyparowała. Złapałem ją i zakręciłem dookoła, na co zachichotała i owinęła swoje nogi dookoła mojej tali.
W tym momencie wiedziałem, że nigdy nie kochałem kogoś mocniej i nigdy nie będę w stanie pokochać kogoś tak bardzo.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Saturday afternoon

Usiadłam na tylnych siedzeniach na kolanach Harrego. Miałam na sobie tylko koszulkę, nałożoną na strój kąpielowy kiedy jechaliśmy na jakieś zadupie.
- Czy to nie jest tak że tam jest płaska ziemia? Jesteś pewien że tam są klify?
- Uważajcie.. - Calum zagwizdał na palcach - Jesteście w rękach ekspertów. - zażartował. Spojrzałam na niego.
- Poważnie! A co jeśli tam są aligatory?
- Nie tam gdzie jedziemy, kochana. - Ashton sięgnął trzymając jedną rękę na kierownicy, a drugą złapał moje kolano w reasekuracji. Wziął rękę, by nadal prowadzić.
- Dobrze. - westchnęłam głośno. Harry ścisnął moje biodra starając się mnie uspokoić.
- Prawie. - dogadywał Michael. Zaczynałam czuć się nieswojo. I już byłam zdenerwowana.
- Nie masz się czym martw. - Luke obiecywał. - To jest super zabawa! - był taki podekscytowany. Skinęłam głową nie wiedząc co wyjdzie jeśli otworzę usta. Wjechaliśmy na dziurawą leśną drogę. Przystanęliśmy w miejscu i chłopcy spojrzeli na nas.
- Cóż, jesteście gotowi? - zapytał ostrożnie Ashton.
- Nie. - odpowiedziałam szczerze.
- Tak, chodźmy. - sprzeciwił się Harry.
Zostałam praktycznie siłą zaciągnięta na górę nad zbiornikiem wody. Wyglądało to jak ciemnoniebieska przerażająca przepaść.
- Czy tam na dole są skały? - zapytałam głosem niczym zatroskanej matki.
- Tak. - Michael skinął głową, potwierdzając że ma powody do strachu.
- 30 stóp poniżej. (dla niezorientowanych, w Stanach czy UK jednostką miary są stopy i cale) - Calum uniósł złośliwie czoło.
- Nie, co najmniej 50 stóp. - Luke popchnął go.
Pisnęłam z przyzwyczajenia. Nie mogłam mówić, nagle się wyciszyłam.
- Rose, to całkowicie bezpieczne. - dodał Michael. Uniosłam głowę z nadal przerażoną miną.
- Patrz. - powiedział Ashton. Nabrał rozbiegu i skoczył z klifu.
- Ashton! - krzyczałam za nim gdy biegłam do brzegu za nim. Patrzyłam jak znika w otchłani wody. Serce podeszło mi do gardła, a ciało nagle odmówiło mi posłuszeństwa. Odnosiłam wrażenie że mijają godziny zanim wpadł do wody. Gdy zobaczyłam że wypływa na powierzchnię odetchnęłam z ulgą.
- Wooo! - krzyczał jak wyszedł uśmiechając się szeroko. Opadłam na kolana totalnie bez uczuć.
- Kto następny? - zapytał Calum, złośliwie spoglądając w moją stronę.
- Ja! - zabrzmiał głos Harrego. Odwróciłam się patrząc na niego.
- Absolutnie nie! - zaprzeczyłam. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Jestem dorosłym mężczyzną.
- Jeśli jesteś taki jak mówisz to wiesz co jest dla Ciebie najlepsze i mnie posłuchasz. - rzuciłam.
Michael udawał płacz, sprawiając że moje spojrzenie przeniosło sie na niego, na co wycofał się tylko i przestał.
- Zrobię to co chcę. - Harry bronił swoich racji.
- Teraz? - śmiałam się z niego.
- Rose pójdę z Tobą. - zaoferował Michael.
- Jeśli ktokolwiek pójdzie z moją dziewczyną to to będę ja. - powiedział groźno Harry. Spojrzałam na niego, bo jeszcze chwilę temu się ze mną sprzeczał.
- Pójdę z Tobą Michael. - odwróciłam się do niego. Zrobiłam to po to by rozwścieczyć Harrego. Czułam się chora na samą myśl o tym co zrobię, łapiąc Michaela na dłoń. Nie byłam pewna jak głęboko tam jest. Naciągnęłam mocniej koszulkę na siebie stresując się jeszcze bardziej kiedy cofaliśmy się trzymając za dłonie. Ziemia podrażniała moje stopy. Przełknęłam gulę w gardle mocniej zaciskając palce. Spojrzałam na Harrego. Złość na jego twarzy była zrozumiała. Żałowałam tego już kiedy nabieraliśmy rozbiegu. Gdy nie czułam gruntu pod nogami wykrzyczałam z całych sił: Kocham Cię Harry! Nie wiem czy coś odpowiedział. Lot wydawał się dosyć długi. Koszulka podwinęła mi się i teraz zwinięta kończyła się na wysokości mojego biustu. Moja dłoń wciąż mocno ściskała rękę Michaela. Słyszałam jakieś krzyki, z pozoru wydawały się dochodzić z niedaleka.
W pewnym momencie uderzyłam w zimną taflę wody i nadal spadałam w dół. Otworzyłam oczy, woda była krystaliczna, taka czysta. Ręce miałam uwolnione od jakichkolwiek uścisków. Próbowałam wypłynąć na powierzchnię, szukając w tym samym czasie Michaela. Nigdzie go nie widziałam. Zaczęłam kopać nogami szukając go. Ale nigdzie go nie było. Widziałam chłopców jak stali na klifie patrząc na mnie. Z takiej wysokości wyglądali jak małe dzieci.
- Widzieliście...? -zaczęłam krzyczeć, gdy nagle...
- Bu! - Michael zaskoczył mnie.
- Pieprz się! - popchnęłam go, wcześniej poprawiając moją koszulkę.
- Przepraszam. - przeprosił za straszenie mnie.
- Więc... - spojrzałam na chłopców. - Kto następny? - krzyknęłam.

czwartek, 31 lipca 2014

Saturday morning

Krótka wiadomość ode mnie na początek. :)
Zostało siedem rozdziałów tej mini serii do jej zakończenia. Autorka wróciła wreszcie do pisania Stay 2 i muszę wam przyznać, że po kilku nudnych rozdziałach będzie się sporo działo, ale do tego jeszcze trochę czasu.
Niedługo, Natalia albo ja, opublikujemy tu link do nowego bloga, gdzie będziemy publikować tłumaczenie Stay 2. Muszę jednak od razu powiedzieć, że zanim to nastąpi znów będzie miała miejsce krótka przerwa. Dlaczego, wyjaśnimy pewnie gdy już skończmy aktualne tłumaczenie. 
To chyba już wszystko, co chciałam wam przekazać. Jeśli macie jakieś pytania zapraszam do komentarz lub tu: http://ask.fm/Patricia710
Zapraszam więc do rozdziału. ;)

***

Nerwy mnie przytłaczały. Byłam tak podekscytowana, a moja babcia to potęgowała mówiąc mi jak ogromne to będzie. Założyłam na siebie krótkie, jeansowe szorty, który wybrał Harry, i jasną koszulkę.
- Co dziś robimy?
- Dziś? - przerwałam, zakładając swoje buty.
- Yeah.
- Wieczorem mamy imprezę. - przypomniałam mu. Podszedł do mnie i przytulił.
- Wiem. - mruknął, zdecydowanie niezadowolony z mojej odpowiedzi.
- Co więc chcesz żebym ci powiedziała?
- A co z popołudniem albo porankiem?
- Nic, chcę pospacerować po okolicy. - wyjaśniłam, machając naszymi splecionymi dłoniami.
- Okej, to właśnie chciałem wiedzieć. - pocałował czubek mojej głowy, po czym wyszedł do łazienki. Usiadłam na łóżku postanawiając na niego poczekać.
- Rose! - to była krótki odpoczynek...
- Idę babciu! - odpowiedziałam z irytacją idąc w odpowiednim kierunku. Stała w drzwiach od naszego pokoju uśmiechając się do mnie. Jej malutka sylwetka była tak urocza, że aż odwzajemniłam uśmiech. 
- Cześć skarbie. Więc dzisiejszy dzień macie tylko dla siebie. Wieczorem o szóstej przyjdźcie do Bennyego, dobrze? - wyjaśniła.
- Czy ja i mama mogłybyśmy spędzić ze sobą trochę czasu?
- Dziś?
- Po prostu czuję się jakbyśmy nie spędziły dużo czasu razem... - wyjaśniłam z żalem.
- Twoja mama nie chcę żebyś się martwiła. Ciesz się wolnym czasem. Powiedziała, że chcę wpaść do was podczas świąt albo nawet żebyś to Ty przyleciała! - obiecała, głaszcząc uspokajająco moje ramię.
- Dziękuję babciu. - pocałowałam czubek jej głowy.
Babcia odeszła w kierunku kuchni.
- Gotowa? - Harry zapytał, gdy jego duża dłoń znalazła się na moich plecach.
Odwróciłam się patrząc na niego. - Oczywiście. - uśmiechnęłam się. Wyszliśmy z pokoju, zmierzając ku końcowi korytarza, aż wreszcie weszliśmy do kuchni. Babcia i dziadek byli tu, ale moja mamy nie było, tak samo jak Anne.
- Twoja mama i Anne są na zakupach. - wyjaśnił dziadek.
- Och. - byłam lekko zaskoczona.
Wyszliśmy z domu nie kłopocząc się zjedzeniem śniadania. Pierwsze pięć minut naszego spaceru spędziliśmy w ciszy, podczas gdy nasze palce były splecione.
- Pamiętasz jak powiedziałem, że chciałbym spędzić z Tobą resztę mojego życia?
- Co? - zbita z tropu, zakrztusiłam się śliną.
- Pamiętasz, gdy powiedziałem Ci że chciałbym spędzić z Tobą resztę mojego życia? - powtórzył.
- Yeah. - potwierdziłam. Mówił to wiele razy, niektóre bardziej realistyczne niż inne.
- Myślałaś kiedyś o tym?
- Harry, mam dopiero dziewiętnaście lat...
- Prawie dwadzieścia. - poprawił mnie.
- Ty masz dopiero dwadzieścia jeden. - przypomniałam.
- Prawie dwadzieścia dwa.. - ciągnął wyraźnie smutny.
- Myślę, że powinniśmy się wstrzymać. - zasugerowałam.
- To nie były oświadczyny. - wyjaśnił.
- Więc tak na przyszłość. - wzruszyłam ramionami. Oboje spojrzeliśmy na siebie trochę zaniepokojeni zanim wróciliśmy do przyglądania się mijanym przez nas widokom. 
- Kocham Cię. - powiedział cicho. Uśmiechnęłam się, zagryzając wnętrze moich ust. 
- Kocham Cię. - odpowiedziałam, pochylając się w jego stronę. 
Mój telefon zaczął dzwonić, co oznaczało że muszę puścić dłoń Harrego. 
- Skarbie, tu Ashton!
- Hej, co tam?
- Chcecie coś zrobić by odpowiednio zakończyć wasz pobyt tutaj? - spytał ostrożnie. Zatrzymałam się już wcześniej i teraz Harry wreszcie też to zrobił.
- Jakieś propozycje? - spytałam, dodając mu odwagi.
- Skoki z klifu.
- Co? - zakrztusiłam się.
- To kompletnie bezpieczne i jest super zabawą. - zapewnił.
- To jedyna taka szansa w życiu. - dodał Michael w tle.
- Skoki z klifu? - powtórzyłam, na co oczy Harrego powiększyły się. Zabrał mi telefon, przykładając go do swojego ucha.
- Wy głupki chcecie skakać z klifu? - oburzył się.
- Harry. - ostrzegłam go. Ashton wszystko mu wyjaśnił, na co się uspokoił.
- Okej, pa. - Harry rozłączył się po czym oddał mi telefon. Na jego ustach gościł łobuzerski uśmieszek. - Wracamy i bierzemy nasze stroje kąpielowe. Będziemy skakać z klifu.