niedziela, 29 grudnia 2013

34

*Harry*

- Przepraszam. - Audrey powiedziała delikatnie.
- W porządku, to przeszłość. - odszepnęła Rose. Usiadłem i spojrzałem na nie. Mimo iż nie sprawdziłem tego wczoraj, było oczywiste jak brutalnie Rose została pobita. W koszulce i krótkich spodenkach widziałem siniaki pokrywające większość jej uda. Jej ręce również były w siniakach. Nie byłem pewny czemu, ale miały fioletowy odcień. Jej związane włosy ukazywały bandaż. Nie widziałem rany, ale sam bandaż był duży.
Odwróciła się i spojrzała na mnie. Nie uśmiechnęła się, tylko spojrzała na mnie i wróciła do kuchni. Obserwowałem ją, widząc do czego ludzie byli zdolni. Audrey złapała swoją torbę i ruszyła do drzwi. Zanim kompletnie opuściła mieszkanie odwróciła się. - Będę w butiku, zajmując się nowym towarem. Harry zaopiekuj się nią. Rose po prostu odpoczywaj. Wrócę około 12.- Skinęła wysyłając Rose buziaka, który spowodował chichot. Wzięła duży łyk herbaty, a jej oczy były utkwione we mnie.
- Więc wygrałeś. - zaczęła rozmowę. Skinąłem głową na potwierdzenie, zachęcając ją do kontynuowanie rozmowy. - To dobrze. Może on teraz wie jakie to uczucie.
- Wie. - stwierdziłem surowo.
- Dobrze. - skinęła bez żadnych uczuć. - Audrey powiedziała mi że ty i Jamie rozmawialiście podczas walki.
- W większości to on mówił.
- Co powiedział?
- Opowiedział mi ze szczegółami to co ty powiedziałaś mi krótko kilka dni temu. - moja szczęka zacisnęła się w złości i czułem jak temperatura mojego ciała wzrasta.
- Oh. - westchnęła. Nigdy wcześniej nie pokazała takiego braku emocji i przerażało mnie to. Wstawiła kubek do zlewu wylewając resztę jego zawartości i obeszła wyspę dookoła. Zanim znalazła się na korytarzu złapałem jej rękę. Powoli obróciła się w moich kierunku i byliśmy twarzą w twarz. Usiadła na moich kolanach i przyglądała mi się. Pochyliłem się żeby ją pocałować, ale ona była szybsza. Jej usta przycisnęły się do moich miękko, trzymając mnie blisko. Przewidywałem że jej ręce znajdą się w moich włosach i nie pomyliłem się. Uniosłem ją do góry, a jej nogi oplotły mnie ciasno w tali. Ruszyliśmy do pokoju gościnnego Audrey. Zamknąłem za nami drzwi kopnięciem. Położyłem ją na łóżku i ukląkłem nad jej ciałem. Przyglądała mi się gdy śledziłem jej blizny i siniaki moimi ustami. Wiedziałem jak wiele bólu jej ciało zniosło i chciałem go zabrać. Zabrać cały ten ból. Pocałowałem jej usta jeszcze raz. Trzymała moje loki w swoich luźno zaciśniętych pięściach. Nie miała siły, żeby zrobić dużo, była słaba. Mogłeś zobaczyć to w jej oczach. Jej piękne, brązowe oczy trzepotały zamknięte gdy ona poddawała się moim niewinnym pocałunkom. Czułem jak łapała oddech gdy moje palce przejechały po bliźnie na jej szyi. Jej dłonie zacisnęły się w moich włosach mocniej i skrzywiłem się gdy odciągnęła moją głowę do tyłu ciągnąc moje włosy.
- Pocałuj mnie. - wyszeptała łapiąc powietrze.
Posłuchałem się, łącząc nasze usta po raz kolejny. Przytrzymała moją twarz przy swojej, całując mnie agresywnie i z pasją. Zdjęła moją koszulkę  i rzuciła na podłogę. Nasze usta wciąż były złączone, a jej palce przemierzały mój brzuch. Wstrzymałem oddech czując jej delikatny dotyk. Pozwoliła moim włosom opaść, a jej palce dotykały mojej piersi. Zdjęła swoją bluzkę ukazując nagą klatkę piersiową. Pozwoliła moim palcom narysować linię pomiędzy jej piersiami. Jej ręka znalazła się na moim karku, przyciągając mnie do miejsce gdzie był jej obojczyk. Moje usta przycisnęły się do miękkiej i ciepłej skóry. Czułem jak jej oddech staje się miękki i urwany. Ssałem lekko nie chcąc jej skrzywdzić. Wygięła się, a ja mogłem poczuć jej delikatną skórę tuż przy mojej. Poczułem się nagle chory patrząc na jej siniaki. Blizna na jej szyi była duża i to była przerażające, jak duża tak naprawdę była. Oderwałem się od niej, a ona usiadła patrząc na mnie.
- Nie mogę tego zrobić.
- Harry nie odchodź! - błagała patrząc na mnie. - Obiecałeś mi w zeszłym tygodniu, że zostaniesz na zawsze, ale proszę nie zostawiaj mnie teraz tu. - Wstała i podeszła do mnie. Trzymała moje ciało przy swoim, sprawiając że nasze pół nagie ciała ogrzewały się nawzajem. Nasze nagie klatki piersiowe przycisnęły się do siebie gdy zimne powietrze z pokoju ich dosięgło. - Możemy wrócić do domu, wkrótce.
- Wkrótce. - wyszeptałem w jej włosy. Położyła swoją głowę na moich ramieniu wciąż mnie trzymając. W tym momencie była moim jedynym priorytetem. Była krucha i musiałem obchodzić się z nią delikatnie. Ucałowałem jej czoło, po czym uniosłem jej głowę do góry i złożyłem pocałunek na jej ustach. Podniosłem moją koszulkę leżącą przy naszych stopach i przełożyłem przez jej głowę, dodając ubrań jej ciału. Uśmiechnęła się nieznacznie i opuściła pokój.

wtorek, 24 grudnia 2013

33

*Harry*

-Nie sądziłaś, że jestem wystarczająco dobry, by naprawdę wygrać. Wiec wybrałaś się na wycieczkę z ciekawości i wylądowałaś w szpitalu, gdzie wygolili Ci część głowy. Jakby tego było mało nabiłaś sobie siniaka na kolanie wielkości Titanica. - pokręciłem głową ze złości, starając się nie podnosić głosu. - Dlaczego?
- Bo nie sądziłam, że wybierasz się na walkę z Jamiem. Byłam ciekawa z kim wejdziesz na ring, ale gdy Ferg przyszedł i powiedział mi o Jamiem, już wszystko było jasne.
- Mógł Cię zgwałcić. - przerwałem. - Jeszcze raz. Albo zabić. - upewniłem się, czy rozumie jak bezmyślnie postąpiła. Skinęła głową.
- Może gdybyś tylko został. - szepnęła mi do ust. Wziąłem ją na ręce, tak jak to robi każda para młoda. Rose oparła głowę na moim ramieniu. Położyłem ją na kanapie i pocałowałem w czoło. Wierciła starając się znaleźć wygodną dla jej obolałego ciała pozycję. Patrzyła jak zakładam koszulkę i gdy już miałem odejść przykuła moją uwagę.
- Zostań. - wyszeptała, błagając. Odwróciłem się i spojrzałem na nią. Wydawała się taka bezradna. Można było dostrzec, że kiedy szła, mając wygoloną część z tyłu głowy wciąż wyglądała niesamowicie. I pomimo tego jak bardzo byłem zły, zrobiłem to o co prosiła - zostałem. Położyłem się obok niej na kanapie. Przysunąłem ją do siebie. Próbowała obrócić się tak, by być ze mną twarzą w twarz, ale trzymałem ją mocno w talii nie dając jej tego czego chce. Jak zły wtedy byłem i jak bardzo nie chciałem żeby stała się jej jakaś krzywda tak nie miałem żadnej skruchy. Jamie dostał dokładnie to, na co zasłużył. Gdyby to nie była walka i gdyby nie było z nami sędziego Jamie nie wyszedłby stamtąd żywy.


                                                                                                                                          



Drogi Louisie,
Sama nie wiem od czego zacząć, może gdybym Cię znała wiedziałabym czego Ci życzyć. Wciąż nie może do mnie dotrzeć, to jak czas szybko leci. Pamiętam Ciebie, nieco nieogarniętego na przesłuchaniu do XF. Zmieniłeś się od tego czasu, to normalne. Popatrz na siebie, tak stań przed lustrem i popatrz. Jesteś osobą, która jest wzorem dla wielu. Jesteś ideałem. Pewnie Ty tak nie uważasz, ale gdybyś tylko wiedział ile ludzi ocaliłeś zmieniłbyś zdanie. Tak, Twój uśmiech ratuje ludzi. Więc uśmiechaj się, zawsze! Wiesz co w Tobie uwielbiam najbardziej? Nie, nie są to potargane włosy. Uwielbiam Cię za to, że potrafisz bawić się życiem. Nie traktujesz go zbyt poważnie. Żyjesz chwilą. Mało jest osób, które to potrafią, jednak Ty umiesz. I sprawiasz, że ja też chcę się tego nauczyć. Więc dziękuję Ci za pokazanie mi, że życie ma też kolorowe barwy, lecz trzeba nauczyć się je dostrzegać. Dziękuję Ci również za to, ze nie przejmujesz się hejtami. Nie jestem w stanie podziękować Ci wystarczająco, bo nawet nie umiem znaleźć odpowiednich słów. Słowa ,,Dziękuję Ci, że jesteś!'' brzmią cholernie banalnie, wiem. Ale ja ich użyję i powtórzę tyle razy ile będzie trzeba - DZIĘKUJĘ CI, ŻE JESTEŚ. Wracając do sedna, życzę Ci aby 22 była Twoją szczęśliwą cyfrą. Żebyś doświadczył cudownych rzeczy w tym roku, żebyś zawsze miał taki piękny uśmiech, żebyś nigdy nie stracił dobrego kontaktu z fanami. Żebyś śpiewając sprawiał, że fanki mdleją. A robiąc głupie miny, że się śmieją. Żebyś był zdrowy, żeby żadna kontuzja nie przeszkodziła Ci w graniu w meczach charytatywnych. Żebyś zawsze miał takie wielkie serducho. Żebyś odniósł sukces, żebyś był zadowolony z siebie. Poza tym, życzę Ci jeszcze więcej miłości i szczęścia, niż masz. Kocham Cię, Boobear.



                                                                                                                                              

Kochany czytelniku, tak piszę do Ciebie.
Z okazji świąt Bożego Narodzenia pragniemy życzyć Ci: dużo zdrowia, bo jest najważniejsze, dużo miłości, bo każdy jej pragnie, a spotykamy ją tak rzadko, dużo powodów do uśmiechu, żebyś odpoczął i zregenerował siły. Żebyś nacieszył się czasem spędzonym z najbliższymi. Żebyś dostał wymarzone prezenty. Żeby przyszły rok był znacznie lepszy dla Ciebie niż ten. Żeby przyszłoroczne święta były białe, mamy na myśli Boże Narodzenie, nie Wielkanoc. Żebyś wreszcie odważył się zrobić rzeczy, które sobie zaplanowałeś. Żebyś zaszalał w Sylwestra, bo w końcu raz się żyję!
My, ja i Patrycja pragniemy podziękować Ci za to, że z nami jesteś. Za każdy komentarz, za każde wejście. Dziękujemy, że doceniacie naszą pracę i dajecie nam takiego kopa do działania! DZIĘ-KU-JE-MY!


czwartek, 19 grudnia 2013

32

- Wygrał. - Audrey uśmiechnęła się pomimo mojego obecnego stanu.
- Co się stało? - zapytałam zaciekawiona.
- Cóż, w pierwszej rundzie walczyli jak równi sobie, zadając sobie nawzajem ciosy. Potem Harry dostał w twarz i Jamie zaczął po prostu mówić o Tobie. Nigdy nie wiedziałam Harrego tak wkurzonego. Jego siła jest niesamowita. - skinęła głową ze zdumieniem. - Omal go nie zabił. - wymamrotała cicho. Te słowa przyciągnęły moją uwagę. Spojrzałam na nią, gdy ślepo wgapiała się w stół.
- Co?!
- Rose..on prawie zabił Jamiego. - mówiła ściszonym, przestraszonym tonem.
Harry powiedział mi, że jest dobry, ale nie zdawałam sobie sprawy, że był na tyle dobry, by kogoś zabić. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Byłam podejrzliwa i zarazem przestraszona tym, ile osób, które mogły pukać przyszły mi do głowy. Spojrzałam przez wizjer i zobaczyłam Harrego. Otworzyłam drzwi. Myślałam, że zabierze mnie w ramiona i przytuli, ale on po prostu przeszedł obok, nie zwracając na mnie uwagi. Zamknęłam drzwi i przyglądałam się jemu, gdy patrzył na mnie. Audrey przeszła między nami udając się do swojego pokoju, zostawiając nas samych. Położyłam palec na ustach, zaznaczając panującą ciszę. Harry nie zareagował, tylko wciąż się wpatrywał we mnie.
- Wygrałem. - powiedział cicho, uprzednio robiąc głęboki wydech. Jego głos był niski i uwodzicielski.
Nie powiedziałam nic, po prostu podeszłam do niego i zdjęłam jego koszulkę. Dokładnie obejrzałam jego klatkę piersiową. Nic. Na jego brzuchu znalazłam gigantycznego siniaka od uderzenia. Przejechałam po nim palcami, a później udałam się do jego twarzy. Miał małą ranę na czole i siniak na linii żuchwy. Pocałowałam zranione miejsce, następnie spojrzałam na niego. Pozwolił mi na tego rodzaju czułości, gdy popatrzył mi w oczy. Jego wzrok stawał się coraz głębszy.
- Nie mogę w to uwierzyć. - przerwał.

piątek, 13 grudnia 2013

31

- Więc co się stało? - spytał doktor, który przyglądał się moim siniakom i ranom.
- Spadłam ze schodów. - skłamałam gdy dotykał miejsc dookoła sianka. Jęknęłam nieznacznie, nie w bólu ale w wyniku tego co się stało.
- Na szczęście twój chłopak...
- On nie jest moim chłopakiem. - poprawiłam go. Spojrzał z wielkimi oczami na moje zawzięcie. - Nie jest. - Potrząsnęłam głową i spojrzałam na ścianę.
- Okey, więc siniak zniknie sam, ale rozcięcie nie. Musimy ogolić włosy dookoła, żeby można było wyleczyć ją prawidłowo. - skinął. Przyłożyłam mój palec do rany i zauważyłam że znajduję się za moim prawym uchem. Wzruszyłam ramionami.
- Po prostu to zrób. - nalegałam.
- Dobrze. - wyszedł, żeby znaleźć pielęgniarkę, która by mu asystowała.
Jak tylko opuścił pokój Damon wszedł i usiadł obok mnie.
- Rose - moje imię opuściło jego usta i złapał moją rękę własną - Nawet pomimo tego że Harry jest teraz zły, kocha Cię. - ścisnął moją rękę mocniej.
- Tak myślisz? - spytałam niepewnie, patrząc w jego oczy.
- Wiem to. - uśmiechnął się kiwając głową. Zagryzłam wargę zabierając moją rękę z jego uścisku.
Narastająca cisza powodowała mój niepokój.
- Damon. - sprowadziłam jego uwagę znów na mnie. Skinął głową pozwalając mi kontynuować - Myślisz, że Harry zasługuję na drugą szansę? - spytałam ciekawa jego odpowiedzi.
- Wierzę, że każdy na nią zasługuję. - odpowiedział patrząc w moje oczy. - To nie moja sprawa, ale widać że oboje wciąż się kochacie. - stwierdził fakt, a moje policzki oblały się czerwienią.
- Jesteś dla niego świetnym przyjacielem. - wymamrotałam.
- Harry wiele dla mnie znaczy i zrobiłbym dla niego wszystko. On powiedział to samo o Tobie, wiesz o tym?
- Naprawdę?
- Rose, on nigdy nie przejmował się tak bardzo nikim, oprócz jego rodziny. Żadna dziewczyną. Zmieniłaś go na lepsze. Powiedział mi, że gdyby była taka potrzeba przyjąłby kulkę za Ciebie. - zatrzymał się przygotowując do opowiedzenia historii - Pamiętam ten dzień kiedy przyszedł do mnie i poprosił żebym go uczył. Nigdy nie pokazał większego zainteresowania jeśli chodzi o boks, ale tym razem to było inne, był zmotywowany. Był rozwścieczony i opowiedział mi o Jamie'em. Wykonywał niewiarygodne uderzenia i rzeczywiście walczył ponad jego kategorię wagową. To oczywiste, że Jamie jest większy od Harrye'go. Około trzech razy mówiąc o masie mięśniowej, ale Harry może go pokonać. - zaśmiał się - Jest chory jak zakochany szczeniak jeśli chodzi o Ciebie. - uśmiechnął się szeroko do mnie. Lewa strona moich ust podniosła się w uśmieszku, myśląc o tym co powiedział. - I ktokolwiek i cokolwiek pojawi się na twojej drodze będzie zniszczone przez niego. - powiedział ostrzegawczym tonem, który zmienił mój humor. Zanim mogłam się go spytać co ma na myśli wrócił doktor.

piątek, 6 grudnia 2013

30

*Harry*

Uderzyłem Jamiego prosto w twarz tak, że zatoczył się do tyłu. Ruszył do przodu szybciej i mocniej niż wcześniej uderzył mnie trzy razy w brzuch. Czułem jak moje mięśnie napinają się. Jego twarz wykrzywiła się gdy zaczęła mu płynąć krew z nosa. Podszedłem do przodu uderzając go w głowę, na co on oddał mi, po raz kolejny trafiając w moją szczękę, a następnie czoło dwoma szybkimi uderzeniami. Oddałem mu dwa razy w twarz, aż zatoczył się na bok ringu i oparł o niego. Moje pięści uderzały w jego brzuch, aż w końcu odpuściłem zanim miał kompletnie dość. Oparłem się o linę ringu podczas gdy Jamie podszedł do mnie i głośno westchnął.
- Twoja dziewczyna Rose, jest zadziorna. - skinął z chichotem. - Sorry za poobijanie jej trochę. Wiesz, pamiętam jak się kochaliśmy. Zawsze była taka ciasna. - mówił z pewnego rodzaju radością. Temperatura mojego ciała wzrosła do najwyżej jaką można było osiągnąć.
- Nie kochałeś, gwałciłeś ją. - przysunąłem twarz bliżej jego. Moje słowa były przesiąknięte złością. Nie przejmował się tym co mówił. W jego bezmózgim ciele nie było żadnej krzty wstydu.
- Ty mówisz jedno, ja mówię drugie. - mrugnął. Już miałem go uderzyć gdy kontynuował. - Jestem pewien, że widziałeś ją nago mnóstwo razy. Więc wiem, że zobaczyłeś co jej zrobiłem. Blizna na jej biodrze, za to że chciała schować swój telefon przede mną. Uciekała przede mną, ale popchnąłem ją na róg lady. Ops. - jego głos był monotonny, ale mogłem usłyszeć w nim zadowolenie jak jego słowa uderzały prosto w moje nerwy. Nigdy nie zauważyłem tej blizny, co jest zaskakujące. Zanim Rose mi je pokazała, nigdy nie widziałem żadnej z nich. - Ta na jej wardze, powiedziała mi że nie chce być już razem. Twierdziła, że za bardzo ją kontroluje i że potrzebuje przerwy. Nie spodobało mi się to, więc ją uderzyłem. Prosto w usta. - Przerwał  wzruszając ramionami po czym pozwolił złowieszczemu śmiechowi wyrwać się z jego ust. - Ugryzła swoją własną wargę.. - zaśmiał się głośno na ta część. Nikt nie mógł go usłyszeć przez hałasy dookoła i nikt się nie przejmował. Kontynuowali krzyczenie 'walczcie' do nas abyśmy kontynuowali walkę. - Jej szyja. Moja największa duma z blizn, które nosi. Odmówiła przespania się ze mną, więc przystawiłem rozbitą butelkę do jej gardła. Wciąż żyje. Odpuściłem jej łatwo. - splunął mi w twarz. Jego ciepła ślina spływała po moim policzku. Użyłem własnej rękawicy żeby pozbyć się jej z mojej skóry i spojrzałem na niego. Zaśmiał się złowieszczo, co tylko rozwścieczyło mnie bardziej. Jednym szybkim ruchem mojej stopy uderzyłem jego krocze, sprawiając się zgiął się w bólu. Moje kolano podniosło się do góry uderzając go w nos. Moje rękawice uderzały jego twarz wciąż i wciąż, a on krzyczał w bólu. Jamie był 3 razy większy ode mnie, ale mogłem serwować wredne uderzenia. Zostałem odciągnięty od niego i przytrzymany z dala od jego ciała. Jamie zwijał się z bólu na macie, a krew płynęła z jego nosa i ust. Wyglądał jak w połowie martwy i wtedy to do mnie dotarło.
Mogłem kogoś zabić.
Nie chciałem czekać, aż ogłoszą zwycięzce tylko opuścić ring i klub, zanim zabiłbym kogoś. Kogoś będącego Jamie'em.

niedziela, 1 grudnia 2013

29

Założyłam duży sweter od Audrey, który dała mi do ubrania i udałam się razem z nią w stronę klubu walki, podążając za moim GPSem. Zobaczyłam mnóstwo ludzi w jednym pomieszczeniu. Stałam na samym końcu i rozejrzałam się dokoła, widząc znajomą twarz Chada. Dzieciaka, którego spotkałam w pociągu. Szedł w towarzystwie osób, które walczyły jako pierwsze. Wyglądał na skrzydłowego. Facet do wzmacniania rzeczywistego zawodnika. Mocniej złapałam rękę Audrey, kiedy zobaczyłam Ferga na ringu. Moje oczy rozszerzyły się, a ręce zaczęły się pocić na jego widok, kiedy przechodził przez linie ringu.
- Czy Ty możesz się uspokoić? – Audrey zmierzyła mnie spojrzeniem. Ona wiedziała o Jamiem, ale nie do końca wiedziała co on mi zrobił. Pewnie dlatego twierdzi, że za dużo myślę o tym wszystkim, ale przecież ona nie ma pojęcia o połowie rzeczy. I choć Ferg to nie Jamie to wciąż denerwuj się, widząc któregokolwiek z nich.
- Przepraszam, po prostu tu jest tak duszno. – powiedziałam robiąc sobie wymówkę. Skinęła tylko głową, ponieważ spiker zaczął tłumaczyć zasady. Nie mogłam znieść rosnącego w pomieszczeniu napięcia. Moje serce waliło jak oszalałe i wiedziałam, że potrzebuję małej przerwy. Puściłam rękę Audrey mówiąc, że potrzebuje zaczerpnąć trochę powietrza po czym udałam się korytarzem w stronę, miałam nadzieję, wyjścia. Kiedy tak szłam nie mogłam powstrzymać się przed patrzeniem na oświetlone wejścia do różnych pomieszczeń. Z tego wszystkiego weszłam w ścianę. Przynajmniej tak myślałam. Nie wiedziałam, że będzie ona miała mózg wielkości orzecha i pięści ze stali.
- Rose. – usłyszałam głos, który zatrzymał bicie mojego serca całkowicie. Czułam jakby moje ciało osuwało się na podłogę, a nogi pode mną słabły. – Czekałem na Ciebie. – Jamie przycisnął usta do mojego ucha. Jego ciepły, wilgotny oddech na mojej skórze.
- Jamie przestań. – mówiłam tak cicho, że ledwo sama to usłyszałam. Strach był jedną z tych emocji, do których byłam już przyzwyczajona. Zresztą towarzyszyła mi taka fala emocji, że nawet nie zwróciłam na niego uwagi.
- Co Ty tu robisz? – jego głos rozniósł się w otchłani korytarza. Echem w mojej duszy.
- N..nic. – wydusiłam z siebie.
- Nic, tak? – wyśmiał mnie.
- Proszę.. – powiedziałam, łapiąc krótkie, ciężkie oddechy. Jęknęłam cicho, gdy ściskał mnie mocniej.
- Proszę, co? – ponownie wzmocnił uścisk. Unosił moje ciało nad ziemią trzymając mnie mocno za ramiona. Czułam jak żyły zaczęły mi szybciej pulsować, gdy krew chciała krążyć pod jego uciskiem.
- Nie krzywdź mnie. – przygryzłam wargę i momentalnie tego pożałowałam.
- Krzywdzić Ciebie? – przyciągnął moją twarz bliżej. Zamknęłam oczy, zanim opadłam na ziemię. – Otwórz oczy! – krzyknął. Nie posłuchałam, choć doskonale wiedziałam co będzie dalej. – Powiedziałem otwórz oczy! – nie otworzyłam ich dopóki nie poczułam jak jego noga uderzyła moją. Krzyczałam, gdy ciągnął mnie do następnych drzwi. Nie wiedziałam czy ktoś jest w środku, ale nie obchodziło mnie to. Potrzebowałam stamtąd uciec. Podniosłam się na kolana, gdy podszedł bliżej i złapał mnie za włosy. Przyciągnął moją twarz do swojego krocza jednym szarpnięciem. – Na kolana i zrób to tak jak lubię dziwko. – piszczałam naprzeciwko materiału jego spodni. Wydawał się rozgniewany, a raczej wściekły. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nawet kiedy mnie krzywdził nie był tak wściekły.
- Co jest? – usłyszałam krzyk Damona, kiedy Jamie trzymając mnie za włosy rzucił mną o ścianę. Poczułam straszny ból głowy, a gdy podniosłam dłoń, by ją dotknąć poczułam ciepły płyn na palcach. Krew.
Poczułam wielkie ramiona unoszące mnie. Damon trzymał mnie przy swojej klatce piersiowej i zaprowadził do swojego pokoju. Zamknął drzwi i oparł mnie o ścianę.
- Do kurwy nędzy! Harry Ci powiedział?
- Damon, przestań krzyczeć. – skrzywiłam się.
- Boże, tracisz tak wiele krwi. – Damon zdjął swoją koszulę, umieszczając ją z tyłu mojej głowy. Patrzyłam na jego nagi tors. Wyrzeźbiony jak Harrego. Harry wydaje się bardziej muskularny, ale równie atrakcyjny, będąc półnagim.
- Co Jamie tu robi?
- On i Harry są w trakcie podejmowania walki. – wymamrotał, przykładając tkaninę do mojej głowy, w taki sposób żeby mnie nie zranić.
- Co?! – krzyknęłam zszokowana.
- Damon, gdzie jest… - moje oczy utknęły na sylwetce Harrego. Ból odszedł, za to adrenalina znacznie podskoczyła. – Rose. – głos Harrego był niski i przerażający. Zdecydowanym krokiem ruszył w naszą stronę. Popchnął Damona na podłogę i zaczął mnie sprawdzać. – Mówiłem Ci, żebyś nie przyjeżdżała! – powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Mówisz wiele rzeczy. – powiedziałam z pokorą. Złapał moją twarz i rzucił mi śmiertelne spojrzenie. – Ale jedną rzeczą, której mi nie powiedziałeś, był fakt że walczysz z Jamiem. I gdybyś nie był na tyle głupi i arogancki nie wyglądałabym tak jak teraz. Nic z tych rzeczy, które się stały nie miałyby miejsca. – obwiniłam go za to.
- Gdyby nie było tutaj Twojego ciągle węszącego tyłka nie byłabyś w takim stanie. Mówiłem Ci, żebyś nie przyjeżdżała i nie posłuchałaś mnie! – powiedział to z taką złością, że jego głos zamroził mnie do szpiku kości. – Co tu się stało? – warknął zwracając się w stronę Damona, który właśnie podniósł się po tym jak Harry go przewrócił.
- Jamie..- wyszeptał, kiedy ponownie na mnie spojrzał.
- Jamie Ci to zrobił?! – bardziej stwierdził niż zapytał. Pokiwałam głową. Jego palec przejechał delikatnie po mojej otwartej ranie, a potem jego twarz stała się bardziej czerwona, zmartwiona. – Damon, gdzie są moje rękawice? – zapytał, wstając. Damon rzucił mu je, po czym Harry wyciągnął go na bok, chcąc z nim porozmawiać tak, bym nie słyszała. Damon skinął głową, a później rozeszli się w przeciwnych kierunkach. Damon podszedł do mnie przyciągając moją głowę do swojej klatki piersiowej. Wyszliśmy drugim wyjściem, więc nie miałam szansy żeby zabrać Audrey ze sobą.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz ktoś już czekał na nas, więc wymagający Damon rozkazał mi abym wsiadła do samochodu, a mężczyźnie powiedział, że mamy udać się do szpitala. Kierowca posłuchał go, widząc mój stan. Nigdy nie pomyślałabym, że przy kimś innym będę mogła poczuć się tak bardzo bezpiecznie jak przy Harrym. Jednak przy Damonie było tak samo…